Dawno tu nie byłam. Lato odeszło już ze swoimi kaprysami- przez większość czasu przetykając słońce deszczem, zupełnie jakby było jakąś kosztowną i kunsztowną tkaniną z XIX wieku. Ale- w jeden z tych ładniejszych dni udałam się po papier do farb wodnych. Taki prawdziwy papier, z gramaturą, która pozwala na zalewanie go dużą ilością płynów, bez obaw, że cokolwiek się pomarszczy i pognie. Takie drobiazgi potrafią dać wiele przyjemności a same wyprawy do sklepy były zresztą nieco przygodowe.
Starałam się zeskanować pracę, jednak format na to nie pozwala, a ja nie lubię czegokolwiek obcinać, jeżeli oczywiście nie jest to ego aroganckich ludzi. W tym przypadku musiałam się więc zdecydować na zdjęcie, które następnie podreperowałam tak, by jak najbardziej przypominało kolory i nastrój oryginału.
O co chodzi? O wiele rzeczy. O moją ukochaną Jane Eyre, o Opowieść Podręcznej Margaret Atwood, o to, czego się słucha na co dzień. O wewnętrzne ciche burze, które pozostawiają umysł gorący, rozpalony, rozgrzany do czerwoności. Chodzi o kobiecość, która w każdej chwili tworzy swoje nowe definicje i rozwija swój sens. O chwile, kiedy dusza jest naga.
Chyba każdy kiedyś czuł się jak zwierzątko wypuszczone samopas na łąki życia?