Niebiosa gorzko łkają, jednak nie wiem, czy przyczyną tego jest zakończenie przeze mnie edukacji wyższej czy to, że po dłuższym czasie zasiadłam do bloga. Tak czy owak, nie pozwolę się zniechęcić przez żadne meteorologiczne znaki i w końcu uraczę kilka osób tu zaglądających informacją o nowych kredkach, które zdążyłam przetestować w ciągu ostatniego miesiąca.
Zdecydowałam się na kultowe już kredki akwarelowe Mondeluz koh-i-noor - byłam nieco zdziwiona ich twardością, jednak biorąc pod uwagę to, jak bardzo nie przepadam za temperówkami i nożykami (to przecież utrata kredki :p ), jest to bardziej zaleta niż wada. Zachwyciła mnie duża paleta barw i odcieni, szczególnie zieleni i czerwieni, których zazwyczaj mi brak. Same kredki są bardzo lekkie i tym samym wygodne w użyciu.
Na razie większość prac wykonywałam "na sucho", chcę bardziej wyczuć kredałki przed zabraniem się za coś poważniejszego z użyciem wody, która potrafi być wredna na papierze.
Naprawdę uważasz Mondeluzy za twarde? ;o
OdpowiedzUsuńA mi się wydaje że to takie miękkie kredki.