Skoro znów jest jesiennie, skoro robi się ciemno, skoro znów pojawiają się na ulicach ogłoszenia o zagubionych kotkach, skoro nadal nie naprawiłam swojego zegarka, o którym pisałam tu bodajże trzy lata temu,skoro pojawia się potrzeba gotowania gorących zup z dyni... to nie mam innego wyjścia, jak się z tym uporać i pogodzić. Planowanie jest dla idiotów, ale wykorzystywanie posiadanych zasobów jest godnym zadaniem :)
A zatem: leciutki, niedzielny kolaż ze znalezionych przeze mnie materiałów. Naturalnych i ekologicznych. Nie pobrudziłam sobie nim rąk (ani tuszem ani morderstwem jakiegoś niewinnego krzewu).
Kusiło mnie umiejscowienie gdzieś dyni, ale same grzyby są już dość halucynogenne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz