Atakują mnie te irytujące istotki, które rano przestawiają godzinę alarmu na za 10 minut...i znów na za 10 minut...i na za 10 minut... Okropne paskudy.
Ostatnio nawet farby i kredki poszły na urlop- te ostatnie leżakują na parapecie cierpliwie wyczekując słońca. Teoretycznie powinny też mruczeć, albo przynajmniej lizać szybę z ukontentowaniem.
Dziś wstawiam pracę wykonaną za pomocą kredek akwarelowych- w zdecydowanej większości na mokro. (możliwe, że kilka szczegółów ocalało, ale to raczej przez magiczny przypadek). Jeśli wierzyć szczegółom obrazu JPEG, jest chyba sprzed 1,5 miesiąca. Zresztą jest to mało ważne, a piszę o tym tylko dlatego, żeby zająć w poście trochę więcej miejsca. Mogłabym się pozastanawiać, po co w ogóle miałabym tu dużo pisać, ale nad tym to już sama muszę pomyśleć... Ale w skrócie. Wydaje mi się, że po pierwsze: rozpasałam się w ostatnich dwóch postach, a po drugie: zajmuje mi to cenny czas, który można by spędzić pożytecznie, np czytając bardzo mądre książki o rozwoju kariery naukowej w Polsce. :) Przypuszczam, że najwspanialej byłoby połączyć przyjemne z praktycznym poprzez ambitne działania, takie jak np. zakolorywanie wyrazów i tworzenie z nich nowych zdań wypowiadanych przez zwierzątka narysowane na marginesie. Brzmi jak coś, co można by robić całymi dniami, z przerwą na jedzenie ku wzmocnieniu sił. O, tak!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz