12 lutego 2013




Czasami po prostu przychodzi taka dziwna nostalgia, która z jednej strony ma źródło w nieuzasadnionym niczym smutku, a z drugiej w spokojnej radości istnienia... Dlaczego tak właśnie dziś zaczynam? Po prostu troszeczkę się tłumaczę. Ostatnio się rozpisałam na tematy zahaczające o psychologiczno- pedagogiczne sprawy... dlatego dzisiaj sobie daruję :). Dzisiaj jestem po prostu dziewczyną po egzaminach, ktora siedzi po nocy i myśli o jedzeniu. Wspomnę zatem jedynie o źródle-genezie rysunku.

Pomysł powstał po rozmowie z Pewną Osobą, dotyczej cząstki mroku w człowieku. Pomyślałam wtedy, że każdy ma swój prywatny Mrok, który prowadza ze sobą zawsze i wszędzie. Jeśli Mrok jest zbyt duży, karmiony złością, lękiem i złymi emocjami swojego człowieka, w końcu się rozbestwia i zaczyna w okrutny sposób kontrolować jego życie, prowadząc go wszędzie tam, gdzie zechce. To znaczy w paskudne, obślizgłe rewiry. Ale jeśli Mrok jest karmiony tylko raz na jakiś czas,tylko jakąś drobną kłótnią albo malutką dramą, to bez problemu jest w stanie spalić je w ciągu dnia, chodząc za swoim człowiekiem. Wtedy jest bezpiecznych rozmiarów i można się z nim nawet zaprzyjaźnić. ;)
Morał- nie przekarmiać Mroków. :p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz