Opłacało się wieźć 100 kilometrów niedokończony rysunek- dzięki tej szlachetnej, wielkopolskiej podróży odeszła nieco smutna wizja, że spocznie ledwie napoczęty na jakiejś stercie wyniesionej pewnego dnia z makulaturą. (Pewnie by trochę poczekał, te sterty mają cechy kameleona skrzyżowanego ze snajperem- maskują się i czekają na moment, kiedy trzeba wszystko posprzątać w 10 minut)
Na tapetę poszło owo zdjęcie:
Spodobały mi się głównie jego świeże kolory oraz to, że widoczne (choć częściowo) są ręce, których ćwiczeniu nigdy nie ma końca. Pierwszy powód okazał się dość nieistotny, biorąc pod uwagę to, że znów użyte zostały ołówki:
Nigdy nie wiem, jak zakończyć, nie ucinając, więc po prostu wrzucę linka dla osób, które nie znają twórczości Kimbry. Może w końcu narysuję kogoś, kto nie śpiewa- wtedy ten proceder się skończy i będzie można powrócić do zwyczajowej niezręczności :)
Świetny rysunek, chyba jeden z twoich lepszych. Włosy wyszły genialnie :)
OdpowiedzUsuń