29 stycznia 2013

Jakoś głupio mi dziś cokolwiek pisać. Może z powodu godziny, (która jest chyba najspokojniejsza z całego dnia i pozwala na przewietrzenie głowy) ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ktoś może to naprawdę czytać i fakt ten mnie nieco skonfundował.
Na analizie transakcyjnej, jednym z fakultetów, mówiono o teorii czarnych i błękitnych znaczków. Każdy ma swój prywatny, wewnętrzny album ze wszystkimi osobami, które zna. Każda interakcja, z kimkolwiek, polega w gruncie rzeczy na wklejaniu do tego albumu pozytywnych (niebieskich) lub negatywnych (czarnych) "naklejek", czyli wrażeń. Żeby wszystko było ok, musi być względna równowaga, a już na pewno album nie może być czarny. Dlaczego o tym wspominam? Chyba nie dlatego, że trochę boję się czarnych znaczków (ok, kłamię nawet sama przed sobą), ale dlatego, że dziwi mnie to, jak kolor niebieski łatwo może zamienić się w czarny. Jak coś co na początku wydaje się dobre i pozytywne, może się zbrukać, tak jak znaczek, który jest oglądany przez zbyt wiele osób i pokrywa się ich odciskami palców. Czarne właściwie też mogą zadziwiać. Czasami wystarczy poskrobać i wyłoni się jasny kolor, może nie czysty lazur, ale coś w rodzaju szarości. Szczerej i zwyczajnej szarości. 
Głupio mi pisać, bo to jak wystawianie się do tych albumów. Ale z drugiej strony, nie można rezygnować ze wszystkiego, tylko ze strachu. 

Zima jest szara i prawdziwa. Jeśli coś ukrywa to tylko pod śniegiem, dlatego warto uważać chodząc przez zaspy.

Rysunek sprzed jakiegoś czasu, ale wciąż można go nazwać jednym z nowszych. Ołówki różnych miękkości, chociaż raczej te twardsze, bo to groziło rozmazaniem. Jest element fantastyczny, ale raczej taki w stylu metafizycznym, niż a la Star Trek. Jest trochę zwierzątek, jest krajobraz.
I historia, którą można sobie dopowiedzieć. Ale to nie jest konieczne.

12 stycznia 2013

Zaczyna się czas sesji. Czas, kiedy trzeba zacząć na powaznie zajmować się RZECZAMI. W tej chwili nie są to rzeczy, które wyskakują co jakiś czas z jakiegoś ciemnego zakamarka i znacząco chrząkają, ale nie są też wielkie jak puma na środku pokoju, przerażające i dość sugestywne co do przyszłości. Na razie po prostu siedzą mi na ramieniu i machają nóżkami patrząc co robię, a co jakiś czas słyszę po prostu z ich strony cichutki jadowity szept: "naprawdę?.. właśnie TO robisz w pierwszej kolejności? Książka na zaliczenie poczeka? Na pewno masz rację, kontynuuj, kontynuuj, skarbie..."

W takim razie sprawę dziś załatwię prędko, szast-prast. Miałam małe wątpliwości który rysunek z kolejki wybrać, ale w końcu zdecydowałam się na ten:


Dziewczyna z ciastkiem. Miło się z nią pracowało. Format pocztówkowy, który bardzo lubię :) W 1/3 chciałam zrezygnować, bo napotkałam na kryzys w postaci wypadku farbowego, ale jakoś udało się z tego wybrnąć. To dzięki temu tło jest jednolite, pierwotny plan był nieco inny. (ale ćśśśśśś...)

Następnym razem coś kredkowego- dostałam dwa wspaniałe opakowania na Święta.