28 stycznia 2016

O szyciu i czerwieni

Była sobie dziewczynka. Dziewczynka jest pozornie sama, wrzucona w studnię życia i tka tam swój los, aż ktoś ją wyciąga i "ratuje". Dziewczynka coś zyskuje, coś traci... Co jest błogosławieństwem a co przekleństwem? Właśnie. Link do treści, którą się zainspirowałam. 

Mam ochotę na duży format, na duży oddech, na dużo słońca. A przede wszystkim dużo snu. Ale przecież nawet te poranki, które mnie z niego okradają mogą być ładne, ze zjawami ludzi, z przemykającymi kotami, z migającymi światłami gdzieś w oddali. Może nie są to własnoręcznie uszyte poranki, ale część nici z pewnością jest moja. 


Zastanawiałam się, którą scenę wybrać, tym razem postawiłam na coś mniej ekspresyjnego. Błędem był format i technika- zgryzły się w pewnym momencie nawet dość mocno. Farby na miniaturkach- nie. (uwaga na przyszłość). 
Staram się wypracować coś, co można nazwać jednorodnym stylem- widzę, że prace różnią się od siebie. Chcę więcej. A więc pierwszy krok planu mam za sobą. 


22 stycznia 2016

O bezrękiej dziewczynie

Ciąg dalszy wyprawy w nieznane.

Było bardzo ciężko zabrać się do tego, oj, bardzo ciężko. Wręcz wszechświat mi zabronił, rzucając się na oskrzela, płuca, czy kto jeszcze wie na co. Coroczna tradycja. 

Zatem: między cytrynami i herbatą rysowałam gruszki i księżyc. Zaraz podam linka do opowieści, która wyjaśni kontekst ilustracji- ostatnio znajduję wielką przyjemność we wczytywaniu się w baśnie, które w niczym nie przypominają historii biednych, ślicznych, wyeksploatowanych  kopciuszków, śpiących królewien i innych blond dziewczynek, dla których podstawowym życiowym rozwiązaniem jest zaśnięcie na 100 lat lub zbieganie ze schodów  (tak, tak, sądzę, że mam na myśli mentalny blond). Wałęsanie się po cudzym sadzie z odciętymi rękoma wydaje się bardziej malownicze. Nie twierdząc, że do tego aspiruję. Chyba nikt nie aspiruje. 



Podstawowa wersja rysunku jest tak okropna, że o mało co nie zrezygnowałam z planu nałożenia kolejnej warstwy. Mentalnie łkając, do pierwszej warstwy rozwodnionych kredek akwarelowych dodałam akryle, po czym dołożyłam kolejną warstwę kredek akwarelowych (bez rozwadniania), by na końcowym etapie dodać więcej głębi w mym wiernym komputerze, który tak dzielnie dotrzymywał mi towarzystwa przez ten tydzień. I w sumie wtedy uznałam, że jest nawet ok.

Następnym razem...Może baśń, może nie. 

6 stycznia 2016

Mądra Wasylisa.


Myśli, myśli, myśli. Pragnienie by nigdy nie były jak jaskrawy balonik, w górze, powiewający,
oddalony, absurdalny i odcinający się ostro od nieba. I nadzieja. I malowanie. I śnieg skrzypiący pod stopami o 8:35. :) Dużo bieli a jednocześnie mnóstwo koloru. Dziwnie. 

Jest taka baśń, moim zdaniem niesamowicie czarująca i mądra. Wzięłam jej fragment i ulepiłam
obrazek. Jeśli lubicie baśnie lub po prostu lubicie czytać, lubicie smakować konstrukcje
cudzych myśli, polecam.



Czasami cieszę się, że udaje mi się zmusić do rysowania, malowania i do kończenia, tego co zaczęłam. Niesamowicie pragnęłam rzucić to po pierwszych 15 minutach. 



Kilka kolejnych etapów. 



Kilka tzn.dwa. Najgorsze zaczęło się w tym momencie, ale nie było mowy, by dać się porwać zwątpieniu ;) Był to moment na zabawę. Oraz na światło, dużo światła.