16 grudnia 2015

Ciągu dalszego nie będzie, moja droga.

"Wojna. Niektórzy twierdzili, że to powinno się zdarzać jak najrzadziej. Część, że jedynie z konieczności. Inni, że nigdy.
Jeszcze inni wzruszali ramionami, od niechcenia przeszywając na wylot swych wrogów, plądrując,
łupiąc, niszcząc i siejąc spustoszenie; ostrym ostrzem przecinając linie rodów i początkując
nowe, niekoniecznie pożądane linie.

On?
Pierwszy oddech nabrał w miejscu, które niechybnie można było nazwać wzruszeniem ramion tego
kontynentu. Drugi oddech nabrał cudem, zważając na miejsce pierwszego. Trzeci oddech rozpoczął historię...(...)"

...Która zaczyna i kończy się na tym rysunku. :p

Mam dwie wersje rysunku. Jedna dosyć niewinna. Można przyjąć, że On wywędrował ze swojej nieładnej, ponurej i krwiożerczej krainy "a Be!", oraz, że wiedziony niechybnym instynktem każdego zapalonego podróżnika o sercu dziewiczej księżniczki, trafił do miejsca pełnego spokoju i pierwotnej magii. Rysunek złapał go w momencie kontemplacji roztaczającego się przed jego oczyma obrazu. W tej rzeczywistości nie ma instagrama.


Druga wersja jest inna. Biorę pod uwagę potyczkę na maczety, zastanawiający szamański rytuał w lecie (z udziałem kóz), nieudaną kradzież amuletu, przypadkowe podpalenie, podpalenie z premedytacją, włamanie do domu uciech podczas wizyty biskupów lub ewentualnie natrafienie na deszcz krwi. W tej rzeczywistości też nie ma instagrama.



Szczerze, nie obchodzi mnie co się stanie dalej. Jestem raczej skłonna Go porzucić i skierować myśli ku innym torom i innym mini opowieściom.


13 grudnia 2015

Coraz dalej, coraz bliżej.

Pojawiło się coś na kształt inspiracji. Najchętniej zagrzebałabym się w grocie filmów i książek, błogosławiona co jakiś czas deszczem jedzenia spadającego z nieba. Nawet w jaskini platońskiej. Wszystko jedno. :)

Ciekawe kiedy będę mogła napisać, że nie narysowałam czegoś na szybko. Może wtedy, kiedy będę miała odwagę szczerze wyznać, że jestem zbyt leniwa i nieco rozedrgana, by zająć się jedną rzeczą porządnie, całkowicie, od początku do końca, na 100%. Jakiś głosik mówi jednak, że mogło być gorzej, a skoro tak, to po prostu najwyraźniej teraz jest moment w życiu na graficzne śmieciochy. Nie wierzę w to, że wszystko w życiu ma swoją przyczynę i jest dla jakiegoś powodu...I mimo, że książka, którą się zainspirowałam (o tym niżej) nie jest w gruncie rzeczy arcydziełem, lecz bardzo ładnym i wciągającym czytadełkiem, to podoba mi się idea, że wszystko jest tylko grą. W której w sumie przecież nie ma ustalonych odgórnie zasad ani instrukcji. Każdy gra po prostu sobą. Cóż, dlaczego więc miałabym sobie wmawiać, że powinnam teraz zająć się malarstwem olejnym albo performancem ulicznym? A zatem, skoro nie podpisałam umowy zabraniającej mi tworzyć śmieciochy:


Jak niektórzy mogą się domyślać- Katniss Everdeen, Igrzyska Śmierci. Szkic długopisem, ołówkiem, cienkopisem; kolory, głębia i efekty dodane w pewnym programie graficznym.  Miałam oczywiście ochotę użyć ognia z grafiki google, ale udało mi się powstrzymać- nie chciałam pójść na łatwiznę. 

Tak jak wcześniej wspomniałam, jest to szybcioch. Ale miły w realizacji. Tak samo jak maltretowanie soundtracku ze wszystkich filmów. ;)

https://www.youtube.com/watch?v=HydMrog6n40

7 grudnia 2015

Do tyłu krok.

Chwilowy zastój weny. Nic, co zaczęte, nie chce się skończyć. Planuję zacząć od nowa, kiedy nadejdzie na to dobry czas, a na chwilę obecną sięgam do września i jego zasobów.

Trochę inaczej niż zwykle- zdjęcia. Podziękowania dla uroczej modelki ;)

Oto coś, co można górnolotnie nazwać sesją (mój samokrytyczny aparat aż się zaśmiał) a następnie trochę beztroskiej zabawy z efektami, głębią i kolorystyką. :) Kilka przykładów poniżej.







Do zobaczenia za trochę.