25 marca 2014

Parę słów i...

To tak naprawdę nie jest dobry moment na pisanie nowego posta. Rzeczywistość jeszcze nie przyjęła mnie do końca na swe stateczne łono- zasługa czytanej o poranku powieści koncentrującej się na walce klas w XVII wiecznej Anglii (moralne zgryzoty właścicieli fabryk, robotnicy związani w rowach, problemy ze zbyt dużą ilością gości na podwieczorku w kontraście ze zbyt małą ilością bułeczek z rodzynkami i takie tam). Ponadto dekoncentrujące są też takie czynniki jak zaduma nad tym, czy to wzbierające uczucie to głód czy tylko zauroczenie kuchnią; uroczy utwór, puszczany w kółko (aż go nie znienawidzę); poczucie, że muszę się zacząć zbierać, żeby zdążyć na Rynek Wildecki a także inne rzeczy, obijające się po głowie jak małe irytujące, złośliwe elfy, zbyt małe by dokonać szkody, ale na które jedynym sposobem jest ich ignorowanie.
Dobrze, oto jakże malowniczy i niepotrzebny wstęp. Teraz mogę przejść do konkretu, bez poczucia winy, że jestem dziwadłem, które tylko wstawia obrazki. :)

Kiedy: ostatni piątek, wieczór
Gdzie: Poznań
Jak: kredki zwykłe + kredki akwarelowe
Na czym: płócienko (Jysk, a niech będzie reklama)
Inspiracja: była- nawet wstawię zdjęcie:

 (pani nazywa się Dillon i jest piosenkarką)

Dla wyjaśnienia- nie ma w mej duszy wielce mrocznych myśli a jest to figlarny efekt mojej rozkosznej zabawy :p Drugi rezultat kolejnym razem.



1 komentarz:

  1. Bardzo fajnie odwzorowana :) A z muzyką też tak mam, że leci jedno aż mnie zacznie maksymalnie irytować ;p Jeść kocham, ale jak rysuję i mi burczy w brzuchu to się strasznie wkurzam, że muszę przerwać :P Lecę do kuchni i pożeram cokolwiek, żeby tylko burczenie ustało :D

    OdpowiedzUsuń