15 marca 2017

Chwile po końcu świata.

Gdzie jest wena, jak jej nie ma? Czy umiera i odradza się jako zupełnie nowy twór, czy hibernuje gdzieś, by nagle ocknąć się i wyjść na powierzchnię? Czy odwiedza kogoś innego, wredna franca?

Nieważne. Wzięłam papier i go niemal dokumentnie zniszczyłam, stosując makabryczną mieszankę wody, soli i fluidu maskującego, który przy oderwaniu zabrał ze sobą część rysunki. Ale, jak wspomniałam, nieważne. Mam kompjuter i umiem naprawiać chociaż część swoich błędów. (A resztę ignoruję)

To pani, która zaraz ucieknie, ponieważ znudziło jej się czekanie.


Komu po końcu świata chciałoby się czekać na kolejny koniec? Czasami myślę o starej dobrej Filifionce, z krainy muminków, która ze strachem czekała na katastrofę, a gdy ona nadeszła, w końcu zaznała spokoju. Może głupota, a może taki konstrukt psychiczny, zupełnie normalny i zrozumiały dla kogoś, kto ma zbyt wiele w głowie, więc musi czasami powypuszczać "to" na spacery i wyprawy, żeby się poprzewietrzało. I wcale nie rozpacza, gdy część rzeczy nigdy nie wraca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz